Jak rozpoznać naukowca z prawdziwego zdarzenia? Po przeczytaniu II odcinka Opo-wieści dr Ewy Gwiazdowskiej znam już odpowiedź na postawione wcześniej pytanie. Żeby zostać znakomitym fachowcem w jakiejkolwiek dziedzinie należy przede wszystkim wykazać się znajomością badanej materii. To jednak nie wszystko. Okazuje się, że nie mniej ważnym jest bycie dociekliwym i uważnym w analizie problemu i z determinacją poszukiwać odpowiedzi nawet wtedy, gdy trzeba zamienić przysłowiowe pióro i laptop na trapery i plecak by dojść do celu. Tak też uczyniła najlepsza badaczka twórczości Augusta Ludwiga Mosta, czyli dr Ewa Gwiazdowska, a o efektach tych odkryć przeczytacie właśnie w tym odcinku!
dr Ewa Gwiazdowska W stronę Mosta
Most – „zakręcony” turysta
Wyprawa II: Do tajemniczego wodospadu
Kiedy Muzeum Narodowe w Szczecinie kupowało obraz Ludwiga Mosta Kobieta wyczekująca męża mieliśmy okazję zobaczyć inne jego dzieło. Przywiozła je rodzina artysty sprzedająca Muzeum scenę z Wyczekującą. Ten drugi obraz – niepozorny pejzaż górski miał z tyłu nalepkę, na której był podany tytuł i pochodzenie dzieła.

W tłumaczeniu tekst brzmiał: „Z teki studiów i szkiców Ludwiga Mosta Wodospad Rottach koło Bad Kreuth nad Achensee, dokąd malarz udał się latem 1840 roku. Według notki w szkicowniku nr XI ołówkowy szkic do tej [kompozycji] powstał 6 sierpnia 1840 roku. P.P.M.”
Inicjały: P.P.M. – osoby, która podpisała się pod tymi słowami, dało się łatwo rozwiązać. Notatkę zrobił wnuk malarza, Peter Paul Most, który był szczęśliwym właścicielem części prac dziadka i jego szkicowników. W notatce wnuka znalazło się jednak kilka innych, dziwnych informacji.

Pierwsza z nich została rozwikłana po paru latach, kiedy Muzeum kupiło tekę ze spuścizną mistrza od kolekcjonera zaprzyjaźnionego z rodziną Mostów. Okazało się, że pejzaż pochodził właśnie z tej teki i w niewyjaśnionych okolicznościach przekazany został potomkom artysty z bocznej gałęzi rodziny.
Aby rozwikłać pozostałe zagadki postanowiliśmy sięgnąć najpierw do tradycyjnej, papierowej mapy pogranicza Bawarii i austriackiego Tyrolu. Po dokładnym obejrzeniu mapy wyszło na jaw, że wnuk dokonał swoistej syntezy faktów. Połączył „w jednym” różne dane. Po pierwsze nie zauważył sporych odległości i granicy dzielącej Achensee i Bad Kreuth.

Jezioro Achen leży w Tyrolu ponad 20 kilometrów na południe od miejscowości Bad Kreuth. Ta ostatnia położona jest w Bawarii.

Po drugie wodospad Rottach musi być na strumieniu o tej nazwie. A ten strumień wcale nie przepływa przez Bad Kreuth. Wpływa do jeziora Tegernsee w miejscowości Rottach-Egern oddalonej od Bad Kreuth o ponad 10 km. Gdzie zatem może być wodospad, którego na dodatek nie zaznaczono na mapie turystycznej. Postanowiliśmy sprawdzić to na miejscu. Kto czytał poprzedni odcinek, wie jak tam dotarliśmy.

Strumień Rottach wypływa z jeziora w dolinie za Wallbergiem – jedną z dwu okolicznych „kultowych” gór. Aby mieć więcej czasu na poszukiwania wodospadu wjechaliśmy na Wallberg kolejką linową. (Warto dodać, że do tej kolejki wsiada się zaraz po zakupie biletu tańszego niż ten na Kasprowy Wierch i jedzie wygodnie na siedząco.)

Od stacji kolejki udaliśmy się szeroką drogą zboczem góry do przełęczy. Stamtąd ruszyliśmy w dolinę w stronę „naszego” potoku Rottach. O tej porze roku wysoko w górach jest jeszcze dużo śniegu. Mieliśmy szczęście, że na trasie już się roztopił.


Będąc już poniżej hali, w terenie leśnym, szukaliśmy śladów wskazujących na obecność wodospadu. Najpierw trafiliśmy na wodospad nazywający się Siebli. Był on trochę podobny do tego na obrazie, ale brakowało ścieżki dla turystów prowadzącej stromym zboczem. Do wodospadu dochodziło się inaczej, od dołu.

Schodząc dalej trafiliśmy na boczną drogę leśną do rezerwatu. Z mostka na niej widać było w skalnym wąwozie drugi wodospad. Wydawało się że jest bardzo podobny do poszukiwanego. Czyżby w międzyczasie stał się niedostępny z powodu ochrony przyrody?


Nie traciliśmy nadziei, że właściwy jednak istnieje i znajdziemy go. Po dłuższym marszu trafiliśmy na drogowskaz: Rottachwasserfälle. To musi być to! Jednak trzeba zejść i przekonać się, jak on wygląda.


Już na początku szlaku nabraliśmy pewności, że jesteśmy u celu. Szliśmy ścieżką specjalnie zbudowaną dla turystów: trudniejszy odcinek był zabezpieczony metalowymi podestami i murowanymi stopniami. Za czasów Mosta wszystko było drewniane. Teraz jest mniej romantycznie, ale bezpieczniej.


Wreszcie zeszliśmy na dół robiąc po drodze zdjęcia z różnych miejsc. Wówczas okazało się, że trafiliśmy w 10. Warto być wytrwałym. Wodospad Rottach wciąż istnieje. I Most naprawdę tam był i namalował go wiernie z natury! Nasza wyprawa zakończyła się sukcesem.
Szkoda, że nie udało się kupić studium Mosta do zbiorów Muzeum. Niestety wycenione zostało zbyt wysoko. Ktoś wymyślił cenę z kosmosu.
Zamiast zagadki: może ktoś wie jak obecnie nazywa się Bad Kreuth, które Most odwiedził w sierpniu 1840 roku? Pomocą służy Internet.
Wkrótce przekonamy się, dlaczego Most tam pojechał i co robił.
Komentarze